Śląsk Wrocław, czyli pycha kroczy przed upadkiem


Działaczom Śląska Wrocław wydawało się, że po wicemistrzostwie nie muszą robić nic, by wrócić do ligowej przeciętności

22 grudnia 2024 Śląsk Wrocław, czyli pycha kroczy przed upadkiem
Marcin Karczewski / PressFocus

Dokładnie rok temu Śląsk Wrocław był na szczycie tabeli Ekstraklasy. Miał za sobą imponującą serię piętnastu meczów bez porażki z rzędu. „Wojskowi” mieli na ławce trenerskiej doświadczonego i bardzo dobrego szkoleniowca – Jacka Magierę. Po boisku biegał zgrany zespół, a kibice mieli wśród piłkarzy swoich ulubieńców. Fenomenalnie rozbłysła gwiazda Erika Exposito, któremu asystowali Piotr Samiec – Talar oraz Nahuel Leiva. David Balda był „najlepszym dyrektorem sportowym w Ekstraklasie” i wydawało się, że we Wrocławiu w końcu może powstać ciekawy projekt na miarę stadionu Tarczyński Arena, na którym drużyna rozgrywa swoje spotkania.


Udostępnij na Udostępnij na

Bardzo dużo się przez te 12 miesięcy zmieniło. Mimo wicemistrzostwa Polski rok 2024 jest dla drużyny z Wrocławia jednym z najgorszych w ostatniej dekadzie. W końcu liczy się to, jak kończysz, a nie jak idzie ci w połowie drogi. Mimo srebrnych medali, gry w europejskich pucharach i kilku naprawdę magicznych momentów, Śląsk pod koniec grudnia pozostał bez gwiazd na boisku, bez trenera, bez chętnych na stanowisko trenera, bez nadziei na utrzymanie oraz przede wszystkim bez wizji na przyszłość.

Śląsk Wrocław był w 2024 roku dryfującym statkiem, nad którym sternicy nie mieli żadnej kontroli. Wiosną fale były dla wrocławian przyjazne, ale jesień była dla ekipy z Dolnego Śląska wyjątkowo brutalna. Jedynie 10 punktów w 18 meczach Ekstraklasy, odpadnięcie z europejskich pucharów po sędziowskim skandalu, fatalny styl gry, kompromitujące „wzmocnienia” i sytuacje kontraktowe niektórych piłkarzy. Nikt nad tym we Wrocławiu nie panuje. W tym sezonie Śląsk Wrocław wygrywał tylko 4 razy.

Sukces rodzi się w chaosie

W 2023 roku Śląsk Wrocław ledwo uniknął spadku z Ekstraklasy. W trakcie jednego sezonu miał kilku różnych trenerów. Sezon rozpoczynał Ivan Djurdjević, po nim zespół przejmował Piotr Tworek, by na końcu szkoleniowcem ponownie został Jacek Magiera. Pod opieką tego ostatniego zespół zwyciężył w meczu o utrzymanie z Wisłą Płock i zapewnił sobie ligowy byt na przyszły sezon. Mimo tego Śląsk Wrocław jako organizacja wciąż był rozbity. Drużynę miał prowadzić Jacek Magiera, który już raz został ze Śląska zwolniony. W złych okolicznościach z klubu odchodził lider drużyny walczącej o utrzymanie – John Yeboah, a wracający trener odsyłał do rezerw kolejnych zawodników, których nie widział w swoim zespole. Wakatów było dużo, a do tej pory wrocławianie mieli problem z wynajdywaniem odpowiednich zastępców.

Pod znakiem zapytania stała przyszłość Erika Exposito, który dostał zielone światło na opuszczenie klubu. Ostatecznie Hiszpanowi transfer ponownie się nie udał. Kolejny raz został w zespole, mimo otwartych negocjacji transferowych z innymi zespołami. Wobec tego zadziwiać mógł ruch Jacka Magiery, który powierzył mu opaskę kapitańską. Wątpliwości budziły również transfery Davida Baldy. Sprowadził kilku zawodników po przejściach m.in. Kennetha Zohore czy Mateusza Żukowskiego, który miał za sobą cały sezon w rezerwach Lecha Poznań.

Śląsk ponownie miał walczyć o utrzymanie, atmosfera wokół klubu wciąż daleka była od idealnej, ale Ekstraklasa i zespół Jacka Magiery zaczęli płatać figle wszystkim obserwatorom polskiej piłki.

Sukces rodzi pychę

„Wojskowi” dzięki żelaznej defensywie i bramkom Erika Exposito zanotowali wiosną serię meczów bez porażki. Śląsk kończył granie w 2023 roku jako lider tabeli, ale wśród włodarzy Śląska pojawiła się pycha. David Balda odważnie twierdził, że jest najlepszym dyrektorem sportowym w Ekstraklasie. Śląsk wiosną musiał mierzyć się z presją bycia kandydatem do mistrzostwa.

W międzyczasie pojawił się również temat prywatyzacji klubu, do której ostatecznie nie doszło. Dobre wyniki sportowe sprawiły, że kwestia przetargu i nowych właścicieli Śląska zszedł na dalszy plan. Kiepska dyspozycja największych sił ligi sprawiła, że zniżka formy ekipy Jacka Magiery również nie była aż tak widoczna. A problemów Śląsk wciąż miał bardzo dużo. To był zespół oparty na bramkach Exposito, z którym nie przedłużono wygasającej umowy. Nadspodziewany sukces przykrył problemy. Był jak lek przeciwbólowy, który leczył objaw, a nie przyczynę choroby.

Ostatecznie skończyło się drugim miejscem. Spośród zespołów z czołówki, które regularnie zawodziły, wrocławianie zdołali obronić swoje miejsce na podium. Wiosna nie była w wykonaniu wrocławian idealna, ale dobrej rundy nie potrafiła zanotować prawie żadna drużyna z czołówki. Mimo wszystko zespół Jacka Magiery potrafił wyprzedzić w tabeli Lecha Poznań, który dysponował „najdroższą kadrą w historii” czy Legię Warszawa, która z sukcesami walczyła w Lidze Konferencji.

Srebrne medale predestynowały wrocławian do gry w europejskich pucharach. A świętowanie wicemistrzostwa sprawiło, że obnażenie bolączek zostało nieco odroczone w czasie. To było podium, na które piłkarze Śląska wspięli się po skrzypiącej, niestabilnej i spróchniałej drabinie, którą na przestrzeni całego sezonu asekurował Erik Exposito.

Pycha kroczy przed upadkiem

Mimo poczucia zmarnowanej szansy, między innymi tej Patryka Klimali ze spotkania z Ruchem Chorzów, wicemistrzostwo Śląska było wielkim sukcesem. W końcu ta drużyna w zdecydowanej większości scenariuszy miała walczyć o utrzymanie. Przecież David Balda nie przeprowadził we Wrocławiu rewolucji kadrowej. Wobec tego można zrozumieć, że sukces w pewnym stopniu zaślepił działaczy Śląska.

Można to zrozumieć, ale nie można tego zaakceptować. Osoby decyzyjne w tak wielkich spółkach, jak kluby piłkarskie muszą mieć umiejętność szerszego spojrzenia na zarządzanie. David Balda w letnim okienku transferowym stanął nad przepaścią. Nie mógł już dalej brnąć w kłamstwa – zaczynało go weryfikować boisko.

Najważniejszym zadaniem czeskiego dyrektora sportowego było zastąpienie Erika Exposito. Nie chodzi mi tutaj o napastnika, który odgrywałby w zespole tak kluczową rolę z równie dobrym skutkiem. Taki snajper jest prawdopodobnie poza zasięgiem finansowym każdego z klubów Ekstraklasy. Ale obowiązkiem Baldy była przynajmniej próba zastąpienia liczby bramek i asyst, które zapewniał Exposito.

Śląska opuszczała postać absolutnie fundamentalna, którą można było zastąpić wyłącznie kolektywnie. Balda zawiódł nawet pod tym aspektem, mimo tego, że miał całkiem sporo czasu na znalezienie odpowiednich graczy. O fiasku negocjacji z Hiszpanem wiedział na długo przed oficjalnym odejściem.

Mrok zapadł wyjątkowo szybko

Schedę lidera po Exposito miał przejąć Nahuel Leiva. Hiszpan sprezentował kibicom z Wrocławia piękny moment w Lidze Konferencji, kiedy to niemal w pojedynkę odrobił straty w trakcie dwumeczu z Rygą. Drużyna Jacka Magiery w Europie potrafiła również pokazać, że mimo odejścia największej gwiazdy, lidera i kapitana, wciąż dysponuje odpowiednim charakterem i chce walczyć do końca. Gra w Europie to jedyny pozytyw tego sezonu we Wrocławiu.

Błyszczał Nahuel, a Śląsk pokazał świetny charakter przegrywając mecz z St. Gallen po dosyć nierównej walce z ekipą Szwajcarii oraz kiepsko spisującym się arbitrem. Wtedy wydawało się, że Śląska może nie czeka świetlana przyszłość, ale wróci spokojnie do ekstraligowej przeciętności, w której trwał od ponad dekady.

Tak myśleli również działacze Śląska Wrocław. Wydawało im się, że sukces jakim było wicemistrzostwo gwarantuje jakkolwiek przyzwoity wynik w następnym sezonie. Można było odnieść wrażenie, że David Balda uznał, że wynik zrobi się sam i nie musi się wysilić przy budowaniu kadry. Rzeczywistość zweryfikowała go wyjątkowo brutalnie. Śląsk Wrocław nie tylko odpadł z europejskich pucharów, ale też nie wrócił do swojego „standardowego” ligowego bytowania.

Drużyna Jacka Magiery nie wygrywała spotkań w Ekstraklasie, gra wyglądała bardzo przeciętnie i wydawało się, że szkoleniowiec Śląska trochę się w swoich koncepcjach gubi.

Ucieczka w nieszczerość

Dodatkowo Nahuel, który w Europie wyglądał, jakby wejście w rolę lidera nie sprawiło mu żadnych problemów, w lidze był zupełnie innym piłkarzem. Brakowało mu przebojowości i błysku, który sprawiał, że w sezonie wicemistrzowskim Śląska Wrocław, był zawodnikiem zjawiskowym. Patryk Załęczny jasno deklarował w mediach społecznościowych, że Hiszpan nie odejdzie z zespołu po zakończeniu okienka transferowego.

Prezes Śląska nie był z kibicami szczery. Nahuel opuścił Wrocław na rzecz izraelskiego Maccabi Hajfa, które zapłaciło za niego 2,5 miliona euro. Obraz tej katastrofy dopełniło odejścia Patricka Olsena, czyli kolejnego z liderów drużyny, która zdobywała srebrne medale. Śląsk Wrocław bardzo się osłabił, a David Balda nie zrobił nic, by się wzmocnić.

Działacze Śląska Wrocław nie wiedzieli co zrobić w tak krytycznej sytuacji, więc zamiast podejmować próbę rozwiązywania problemu Patryk Załęczny podkreślał, jak dobry jest to dla Śląska okres pod względem marketingowym. Dodatkowo zapewnienia o braku odejścia kluczowego piłkarza wyglądają z perspektywy czasu jak negowanie rzeczywistości.

Dyrektor, któremu nie wyszło

Pierwsze (i jedyne) zwycięstwo w Ekstraklasie wrocławianie zanotowali dopiero w 8. kolejce. Ale nawet wygrana ze Stalą Mielec nie zmieniła sytuacji Jacka Magiery. Śląsk prezentował się dramatycznie, szkoleniowiec, który kilka miesięcy wcześniej świętował z drużyną kolejne triumfy kompletnie się w swoich koncepcjach pogubił. Z drugiej jednak strony nawet najlepszy specjalista mógłby się pogubić w momencie, w którym zabiera mu się trzech absolutnie kluczowych piłkarzy. Szczególnie, że Śląsk zdobywający sukcesy nie był dobrze zbalansowaną drużyną. Sercem i mózgiem tej ekipy był Erik Exposito. Bez niego to musiało się tak skończyć.

Szczególnie, że Jacek Magiera otrzymał od Davida Baldy naprawdę przeciętną grupę piłkarzy. Sebastian Musiolik nigdy nie był najbardziej bramkostrzelnym piłkarzem, więc trudno oczekiwać od niego by zastąpił króla strzelców poprzedniego sezonu. Junior Eyamba miał CV juniora, więc nic dziwnego, że wyglądał jak amator. Natomiast Jakub Świerczok sprowadzony awaryjnie pod koniec okienka transferowego faktycznie gra jak piłkarz, który kiedyś występował w reprezentacji Polski. Miał bowiem kilka dobrych momentów, ale w zdecydowanej większości meczów widać po nim, że ma za sobą wielomiesięczną przerwę związaną z zawieszeniem za doping.

Reszta transferów to również niewypały. Mateusz Bartolewski rozegrał w tym sezonie zaledwie 5 spotkań i już jest na najlepszej drodze do pożegnania się z klubem. W podobnej sytuacji jest Serafin Szota, który raczej zawodził. Wystawiany był na boku defensywy, czyli na swojej nienaturalnej pozycji, ale to nie może być usprawiedliwieniem dla tak kiepskiego obrazu gry. Fatalnie spisuje się Tudor Baluta, który jest powolny i bardzo niedokładny. Natomiast Sylvester Jasper faktycznie gra jak piłkarz, który jeszcze w październiku pozostawał bez żadnego pracodawcy.

***

Rokować mogły nawet nazwiska Marcina Cebuli oraz Arnau Ortiza. Ten pierwszy przez kilka lat wypracował sobie w Ekstraklasie markę naprawdę solidnego piłkarza. Na początku sezonu wyglądał nawet dobrze, ale przez kilka lat w Ekstraklasie wypracował sobie również markę piłkarza bardzo kontuzjogennego. Tak również było we Wrocławiu. W październiku Cebula uszkodził sobie więzadło krzyżowe w kolanie i ostatni raz wystąpił 23 października ze Stalą Mielec. Natomiast Ortiz miał kilka całkiem niezłych momentów, strzelił gola w zremisowanym meczu z Jagiellonią. Mimo tego głównie wchodził z ławki, więc wygląda na piłkarza, który fizycznie nie jest na Ekstraklasę gotowy.

Wrocławska tragedia

Po 18 meczach drużyna z Dolnego Śląska ma na swoim koncie jedynie 10 punktów, co daje im 8 punktów straty do bezpiecznej strefy. Położenie drużyny jest naprawdę dramatyczne, bo szanse na utrzymanie są bardzo niewielkie. Obraz tragedii dopełnia jednak fakt, że sytuacja punktowa wcale nie jest obecnie największym problemem wrocławian. Można odnieść wrażenie, że na Śląsk Wrocław nie ma żadnej koncepcji. Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk nie ma wizji na to, jak miejski klub może wyglądać w przyszłości.

Problemem „Wojskowych” byli ludzie bez odpowiednich kompetencji, czego David Balda był koronnym przykładem. W listopadzie Czech został zwolniony, a na jego miejsce sprowadzono Rafała Grodzickiego. Wobec jego kompetencji również było sporo kontrowersji, a oliwy do ognia dolewał fakt, że jego zatrudnienie argumentowano tym, że były obrońca ma w sobie DNA Śląska Wrocław.

Poszukiwania bez granic, studnia bez dna

Po dymisji Jacka Magiery, który mimo problemów, wydawał się jedynym człowiekiem w Śląsku, który miał możliwości, by uratować drużynę przed katastrofą, na stanowisko trenera zatrudniony został Michał Hetel prowadzący do tej pory rezerwy. Jest to szkoleniowiec bez doświadczenia, a dodatkowo musiał współpracować w duecie z Robertem Dymkowskim, który właściwie ograniczał się tylko do wypowiadania się na konferencjach prasowych. Pod koniec rundy zgłosił swoją niedyspozycję, a Michał Hetel porażki ponosił w samotności.

Rozmiar bałaganu w tym klubie pokazuje proces poszukiwania nowego szkoleniowca. Wokół Śląska pojawiło się już chyba każde możliwe nazwisko, które miało jakąś przeszłość w polskich mediach. Słyszeliśmy już o kandydaturach Waldemara Fornalika, Bartoscha Gaula, Tomasza Kaczmarka, Valdasa Dambrauskasa, Marcina Brosza. Ostatecznie nowym szkoleniowcem ma zostać Słoweniec Ante Simundża, ale i tak można odnieść wrażenie, że Patryk Załęczny i Rafał Grodzicki nie mają pomysłu na to, jak ma wyglądać przyszłość Śląska. Działacze wrocławskiego klubu wyglądają na zagubionych i chyba byłoby im najwygodniej, gdyby na powrót zgodził się Jacek Magiera.

A to jest przecież moment, kiedy dla tego zespołu najważniejsza jest wizja. Spadek z ligi jest już niemal pewny. Śląsk musiałby punktować z naprawdę fenomenalną skutecznością, a absolutnie nic tego nie zapowiada. Bałagan w strukturach klubowych, jakość posiadanej kadry oraz wątpliwa jakość pionu sportowego. Gdyby już teraz działacze Śląska zaczęli wprowadzać jakiś długofalowy projekt, może zdołaliby przebrnąć przez spadek do pierwszej ligi suchą stopą i już po sezonie wrócić do Ekstraklasy.

Patrząc na to co dziej się we Wrocłąwiu obecnie można odnieść wrażenie, że nikt nie wie, gdzie ten okręt zmierza. Lekarstwem na bolączki Śląska nie są kolejne ogromne dotacje z miejskich pieniędzy. Bez zmian wprowadzonych na stałe do funkcjonowania klubu, takie sytuacje, w mniejszym bądź większym stopniu, będą się powtarzać.

Bo pycha kroczy przed upadkiem. W przypadku Śląska ten spadek jest wyjątkowo spektakularny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze